14 grudnia 2019 roku wyruszyliśmy na naszą trzecią wyprawę w ramach Dzikiej Odeyseji, tym razem do Wigierskiego Parku Narodowego. To nasza pierwsza wizyta w tym Parku Narodowym, i przyznam szczerze że “gospodarze” parku zupełnie nas zaskoczyli. Oczywiście zapowiadane było szukanie śladów bobra, i na taką atrakcję głównie się nastawialiśmy, ale wizyta w wylęgarni ryb zupełnie nas oczarowała. Zacznijmy od początku…
Wigierski Park Narodowy znajduje się niecałe 300 km od Warszawy, więc tym razem wystarczyło wyruszyć po godz. 6 żeby dotrzeć na miejsce chwilę przed 10.
Po “biegunie zimna Polski” oczekiwaliśmy trzaskającego mrozu i śniegu, co najmniej po kolana, ale w tej kwestii rozczarowaliśmy się- zero śniegu, przelotne deszcze i temperatura powyżej zera 🙁 Na szczęście nasze pierwsze smutki przegonił szybko Pan Krystian na cudownych warsztatach bębniarskich i fantastycznych opowiadaniach o Parkach Narodowych.
Niesamowite jest to w jak ciekawy, atrakcyjny i przystępny sposób Pan Krystian potrafi przekazać dzieciom wiedzę na temat otaczającego świata. Zarówno moje dzieci, jak i ja sama, nie tylko świetnie się bawimy, ale również (lub przede wszystkim) odkrywamy ciekawostki na temat świata przyrody. Zauważyłam że moje dzieci, po powrocie do domu, chętnie dzielą się zdobytą wiedzą i opowiadają każdemu czego tym razem się dowiedziały. Żałuję, że lekcje w szkole nie wyglądają właśnie w taki sposób!
Wyprawa śladami bobra utwierdziła nas tylko w przekonaniu, że w Wigierskim Parku Narodowym to własnie bóbr “gra pierwsze skrzypce”. Według nas jest on absolutnym panem tych terenów a człowiek tylko żyje obok niego i stara się mu zbytnio nie przeszkadzać. Wystraczyło wyjść na pierwszą uliczkę a ślady tych stworzeń były widoczne absultnie wszędzie. Szymon i Mateusz prześcigali się we wskazywaniu kolejnych tropów , a nawet doszło do kłótni o rolę reportera wyprawy ;).
Następnie udaliśmy się do wylęgarni ryb- miejsca niedostępnego dla turystów, ale udostępnionego nam wyjątkowo przez pracowników Wigierskiego Parku Narodowego. Miejsce niezwykłe, trochę jak z filmów Matrix. W głównym pomieszczeniu znajduje się ponad 200 pojemników w których “krąży” ikra siei i sielawy. Ruch ikry przypominał nam trochę lampki żelowe, w których kolorowa cieć przemieszcza się z góry na dół. Przyznam szczerze, że ten “taniec” ikry działa hipnotyzująco i zapewne można się na to wpatrywać godzinami 😉
W drodze powrotnej udaliśmy się jeszcze na wieżę widokową, z której rozpościerał się piękny, choć trochę zachmurzony widok na jezioro Wigry.
Po zakończonej Odysei udaliśmy się do Pokamedulskiego Klasztoru w Wigrach, który cały czas widzieliśmy z drugiego brzegu. Niestety zarówno pogoda (zaczęło mocniej padać), jak i sam obiekt który jest w remoncie, nie zainteresowały dzieci 🙁
Kiedy wydawałoby się, że nasz wyprawa dobiega końca (zapadający zmrok nie sprzyjał dalszym wyprawom) niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że zjechaliśmy z trasy, i trafiliśmy na polanę na skraju lasu, gdzie usytuowane były gliniane domki dla owadów.
Odkrycie bardzo zaciekawiło chłopców- nie raz byliśmy na warsztatach robienia różnych domków/hoteli dla owadów, ale wersji glinianej jeszcze nie znaliśmy. Domki a w zasadzie małe bloki, były pełne otworów, w których chłopcy wypatrywali mieszkańców. W strugach deszczu powróciliśmy wieczorem do Warszawy.
Aneta Głuszyk