Wigierski Park Narodowy – tam gdzie słońce zza horyzontu ku górze się pnie, aby w tafli jeziora przejrzeć się…
W grudniu Dzika Odyseja zawitała do Wigierskiego Parku Narodowego. Ten wyjazd był dla nas chyba, jak do tej pory, największym wyzwaniem. Nawet jadąc palcem po mapie, ta odległość robiła wrażenie. Aby dotrzeć na kolejne widowisko, mieliśmy do przejechania całą Polskę.
Wzięliśmy dwa dni wolnego od szkoły i pracy i już w piątek z samego rana wyruszyliśmy w drogę. Przed nami było do przejechania ponad 650 km. Na trasie nie było zbyt dużych korków i po godzinie 15 dotarliśmy do Suwałk. Biegun zimna, jakżeby inaczej, przywitał nas padającym śniegiem. Noclegi zarezerwowaliśmy sobie w miejscowości Rosochaty Róg, znajdującej się w samym Parku Narodowym.
Niestety gdy dojechaliśmy było już ciemno i do tego bardzo sypało więc nie mogliśmy rozejrzeć się po okolicy. Jakie było nasze zaskoczenie rano, gdy się okazało że z tarasu mamy widok na jezioro Wigry.
Po śniadaniu ruszyliśmy na widowisko do muzeum w Starym Folwarku. Pracownicy parku oprowadzili nas po wystawie oraz zaprowadzili do wylęgarni rybek. W miłej atmosferze sobota bardzo szybko nam minęła.
Nigdy wcześniej nie byliśmy w tej części kraju, dlatego w niedzielę troszkę pozwiedzaliśmy. Najpierw wyruszyliśmy na ścieżkę edukacyjną “Las”, która zaczyna się tuż obok siedziby Dyrekcji Parku Narodowego w miejscowości Krzywe. Znaleźliśmy tutaj ślady obecności bobrów, w postaci poobgryzanych drzew.
Nieco dalej z kolejnej tablicy dowiedzieliśmy się, że na tym terenie mieściły się dawne obozowiska łowców reniferów. Dzień wcześniej w muzeum mogliśmy zobaczyć jak takie obozowisko wyglądało. Następnie ścieżka prowadziła nad brzeg Sucharu I. Suchar to takie niewielkie jeziorko bezodpływowe. Jest to też pozostałość po lodowym olbrzymie. Tutaj stopiły się wielkie bryły lodu tworząc te zbiorniki wodne. Na terenie Wigierskiego Parku Narodowego jest kilkanaście takich jeziorek.
Kolejnym przystankiem naszej wycieczki była miejscowość Wigry a w niej Pokamedulski Klasztor. Jest on położony w bardzo malowniczym miejscu, pięknie wznosząc się nad samym jeziorem.
Przed zachodem słońca udaliśmy się jeszcze na krótką wycieczkę po okolicy miejscowości Rosochaty Róg. Niestety w grudniu szarówka robi się już około godziny 16 więc zanim się ściemniło musieliśmy wracać.
W poniedziałek rano, w dniu naszego wyjazdu, pobiegłyśmy z Olcią na pomost nad brzeg jeziora. Obserwowałyśmy tam przepiękny wschód słońca. Było naprawdę magicznie. Wigry oczarowały nas feerią barw. Mając ten widok ciągle w pamięci ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.