Khao Sok to Park Narodowy w Tajlandii, który chwali się najstarszym lasem deszczowym na świecie. Przynajmniej tak utrzymują miejscowi. To idealne miejsce, aby poczuć się bliżej natury, wsłuchać w fascynujące dźwięki przyrody, spotkać wiele gatunków zwierząt.
Wparku można zobaczyć również największe kwiaty na świecie – raflezje. Jest zielono i spokojnie. Najłatwiej tu dostać się z miasteczka Surat Thani – dostępny jest przejazd zarówno autobusem jak i bardziej komfortowo minivanem.
Po 2 godzinach jazdy wysiada się na skrzyżowaniu, pośrodku niczego. Z tego miejsca do Parku Narodowego jest ok. 2 km. Można skorzystać z podwózki oferowanej przez miejscowych kierowców. My zarzucamy plecaki na ramiona i fundujemy sobie przechadzkę w pełnym słońcu. Droga prowadząca do parku to centrum życia. Przy niej można znaleźć liczne restauracje, hoteliki, sklepy i agencje turystyczne oferujące rozmaite wycieczki. My mijamy kolejne opcje noclegowe bez zainteresowania – mamy w planach camping.
Wiele osób uważa, że spanie w namiocie w Azji Południowo-Wschodniej to przerost formy nad treścią. W końcu noclegi są tanie, a upał i duchota nie sprzyjają dobrej wentylacji. Mimo wszystko postanowiliśmy spróbować. Nie po to zabieraliśmy namiot MSRa z Polski, żeby go tylko i wyłącznie tachać na plecach przez pół świata. No i bardzo lubimy nocować blisko natury, a w końcu najstarszy las deszczowy to całkiem miłe okoliczności przyrody. Rzeczywiście trzeba jednak przyznać, że nie jest to popularna opcja w tym regionie. Zatrzymaliśmy się w parku na trzy noce i przez większość czasu byliśmy sami.
Dopiero ostatniego wieczoru rozlokował się w pobliżu zwariowany Taj, który spał po prostu… w hamaku. Jeśli masz swój namiot, nocleg w parku to koszt 30 bahtów na osobę za noc. Do tego trzeba zapłacić za wstęp do parku – 300 bahtów, ale w naszym przypadku była to opcja na 3 dni. Na miejscu są toalety, prysznice – wszystko czyste i na poziomie. Trzeba tylko uważać na kryjące się po kątach jaszczurki, pająki i żaby. Nocą i wczesnym rankiem odgłosy lasu deszczowego są bezcenne . Do tego śpimy bez tropiku i mamy panoramiczny widok na rozgwieżdżone niebo zaglądające poprzez liście palm. W nocy temperatura spada i jest całkiem rześko, także zakopujemy się w śpiwory.
WParku Narodowym dostępnych jest kilka tras trekkingowych, ale część z nich wskazana jest tylko z przewodnikiem. Pierwsza z nich prowadzi do wodospadu, który jest nim chyba tylko z nazwy. Raczej na nikim nie zrobi wrażenia, ale to dobre miejsce na orzeźwiającą kąpiel. Na dalszym etapie pojawiają się też tabliczki z ostrzeżeniami o niebezpieczeństwie terenu i groźbie kary za zapuszczanie się w głąb dżungli bez opieki. My je zignorowaliśmy. Ścieżki są wydeptane i nie sprawiają większych trudności. Szczególnie w porze suchej.
Nie chcę przez to powiedzieć, że wycieczki z przewodnikiem nie mają sensu – oni najlepiej znają te rejony, są w stanie więcej opowiedzieć o roślinności, łatwo identyfikują odgłosy lasu. To często pasjonaci z ogromną wiedzą. Nie można jednak dać się zwariować – każdy powinien mieć możliwość wyboru. Wciskanie każdemu przewodnika jest trochę przesadzone. Na ścieżkach parku w wielu miejscach można spotkać makaki. Spacerują, skaczą po drzewach i nie zwracają na ludzi większej uwagi. Więcej zwierząt łatwiej jest usłyszeć niż zobaczyć. Szczególnie późnym popołudniem odgłosy lasu są niesamowite.

Największa Atrakcja w Khao Sok.
Największą atrakcją Parku Narodowego Khao Sok jest jednak sztuczne jezioro Cheow Lan o szmaragdowej wodzie, z której wyrastają wapienne skały. To wyjątkowo malownicze miejsce.
Wszystkie okoliczne hostele mają w swojej ofercie całodniową wycieczkę nad to jezioro, niektóre też z opcją noclegu w bungalowach na wodzie. My jednak postanowiliśmy wybrać się tam na własną rękę. Wypożyczyliśmy skuter i przejechaliśmy 65 km do przystani, gdzie można wypożyczyć łódź.
Jezioro robi na nas duże wrażenie. Suniemy wśród spokojnej tafli wody, mijając kolejne wapienne ostańce porośnięte bujną zielenią. Napawamy się pięknymi widokami. Wpływamy też do malej zatoczki, gdzie mamy chwilę na orzeźwiającą kąpiel. Jest cicho i spokojnie. Na jeziorze oprócz nas krąży zaledwie kilka innych łodzi. W końcu dopływamy do ośrodka pływających domków. Jest tam kilka prostych chatek, do tego restauracja. Nocując w takim miejscu, na pewno rano można się spodziewać pięknych widoków. Gorzej zapewne jest w ciągu dnia, kiedy nadpływają tabuny turystów.
Jeżeli jednak tak jak my zdecydujecie się na wariant bez noclegu, do wyboru jest też dłuższa wersja z trekkingiem i wejściem do jaskini. Trasę ustala się na początku, jeszcze w przystani. Nasza przeprawa łodzią zajęła nam 2 godziny. W tak krótkim czasie nie da się zobaczyć więcej niż część jeziora, ale nam to wystarczyło.