W
Wielu ludzi pytało nas czy nie boimy się jechać przez Pakistan. Oczywiście obawy były, ale okazuje się że nawet przez minutę nie czuliśmy się niekomfortowo. Pakistan to kraj, gdzie ponownie ludzie stanowią główny element, dla którego powinno się tam jechać. Zawarliśmy tam znajomości, które kontynuujemy do dziś. W pobliżu granicy z Afganistanem dba się bardzo o bezpieczeństwo turystów, więc podróżuje się w obstawie eskorty niczym VIP.
Małym minusem jest to, że eskorta odstawia cię do hotelu i nie pozwala się ruszać nigdzie poza jego mury. Na szczęście taka sytuacja trwała tylko przez 5 dni, a później mogliśmy już swobodnie podróżować po kraju. Oczywiści czym prędzej udaliśmy się w góry, na Karakorum Highway. Dużo się naczytaliśmy o tych rejonach i nie zawiedliśmy się tym, co tam zastaliśmy. Z bliska zobaczyliśmy sławną Nangę Parbat.
Wjechaliśmy na ponad 4000 m.n.p.m. aż do granicy z Chinami. Momentami bywało dość zimno, ale widoki rekompensowały wszystkie niedogodności. Zjeździliśmy tez zachodnią część gór z przełęczą Shandur na czele. Chyba najlepsze 140km szutrowych dróg po jakich jeździliśmy.
Dużym zaskoczeniem był dla nas tez Islamabad. Jest to nowoczesne miasto pełne zieleni. Ograniczenie ruchu tuk tuków, zakaz wycinki drzew, powoduje, że nie chce się uciekać z tego miasta zaraz po wjechaniu. Znaleźliśmy tak pewnego rodzaju odskocznie i miejsce na zabranie sił do dalszej podróży.
W Pakistanie poruszanie się po drogach jest dość wyczerpujące. Kierunkowskazy używane są do pokazania, że się hamuje lub zasygnalizowania możliwość wyprzedzenia. Nikt nie myśli o sygnalizowaniu zamiaru skrętu. Na drogach jest tłok.
Ciężarówki dymiące na czarno zabierają widoczność na paręnaście sekund. Wszystko to sprawia, ze czasem nawet 100 km niesamowicie męczy. Wytchnieniem od tej walki o przeżycie są autostrady, po których niestety nie można jeździć motocyklem. Niestety parę razy złamaliśmy ten przepis, co skończyło się na koniec mandatem.