SAFARI RODZINY ŁUSZCZAKÓW PO PÓŁNOCNYCH REJONACH DZIKIEGO KRÓLESTWA
PIENIŃSKI PARK NARODOWY
O Dzikiej Odysei dowiedzieliśmy się z posta naszej koleżanki Anety na FB. Potem jeszcze wspominał nam o tej wyprawie nasz kolega Zbyszek. Zbiegło się to w czasie z rozpoczęciem edukacji domowej naszych starszych dzieci. Decyzję podjęliśmy od razu, bo uznaliśmy, że jest to dla nas najlepszy z możliwych sposobów na poznanie naszego kraju i pokazanie go naszym dzieciom. W ten sposób mamy zapewnione lekcje geografii, biologii, a nawet historii oprawione w dreszczyk emocji związanych z organizacją całej wyprawy.
Z wielką niecierpliwością czekaliśmy na rozpoczęcie pierwszej Ekspedycji Pionierów do Pienińskiego Parku Narodowego. Podjęliśmy jednak decyzję, że na wyprawę pojadą tylko Ignacy (10 lat) i Antoś (8 lat) z tatą. Przygotowania rozpoczęliśmy od praktycznej lekcji czytania mapy, aby lepiej poznać obszar, który będziemy odkrywać. Potem rezerwacja noclegu, a w piątek pakowanie bagażu i ruszamy…
Nie ukrywamy, podróż była długa. Mieszkamy w okolicach Góry Kalwarii, więc do przejechania mieliśmy blisko 400 km. Większą część trasy jechaliśmy drogą ekspresową, więc widoki takie sobie. Urozmaicaliśmy sobie podróż śpiewaniem, modlitwą i rozmową. Do celu dojechaliśmy późnym wieczorem, więc zmęczeni położyliśmy się spać aby wypocząć przed atrakcjami dnia kolejnego.
Dużo radości sprawiło nam spotkanie z pomysłodawcą ekspedycji, wujkiem Krystianem, w siedzibie dyrekcji Pienińskiego Parku Narodowego. Nauka gry na bębnach i wspólne śpiewanie bardzo nam się podobały. Wyprawa na Sokolicę była dla nas wyzwaniem, ponieważ chłopcy po raz pierwszy doświadczyli górskiej wędrówki. Jednak mimo trudu i zmęczenia udało się wejść na szczyt, a widok wynagrodził wszelki wysiłek.
W niedzielę zdecydowaliśmy się na zdobycie Trzech Koron i znów zmagaliśmy się z brakiem sił, ale przyroda co i rusz zaskakiwała nas różnymi niespodziankami, a to dostrzegliśmy na pniu fajne grzybki, wyglądające jak płomyki, a to słyszeliśmy śpiewy ptaków czy chrzęszczenie chrząszczy. Do domu wróciliśmy przed północą, zmęczeni ale zadowoleni. A za miesiąc kolejna wyprawa…