W zeszłym roku, poszukując pomysłów na wakacyjne wycieczki, trafiłem na blog „Zbieraj się” Magdy i Jacka i ich relację z trasy Karpacz – Szklarska Poręba, którą przebyli wraz z dziećmi. Trasa jest idealna na pierwszą prawdziwą górską „wyprawę” ze spaniem w schroniskach. Jeśli szukacie inspiracji do rodzinnych podróży, serdecznie polecamy blog Magdy i Jacka oraz ich profil na FB.
Moi chłopcy są już dużo starsi i doświadczeni w spaniu w terenie (tarp, hamak, namiot) jednak nie było do tej pory okazji ani potrzeby aby spać w schronisku. Trasa nie jest moim zdaniem ani długa ani wymagająca. Doświadczony turysta jest w stanie przebyć ją w dwa dni, biegacz górski w jeden.
Naszym celem było jednak coś zupełnie innego – spędzenie tygodnia w górach w trybie SLOW, bez pośpiechu, bez ciśnienia, bez tłumów oraz przećwiczenie w naszym gronie wiedzy omawianej na szkoleniach w tym roku w zakresie postępowania w sytuacjach kryzysowych.
Tylko my, góry i radio, bo oprócz zainteresowania podróżami i survivalem, jesteśmy również krótkofalowcami. Podczas naszych podróży uczestniczymy w programach aktywacji obszarów przyrodniczych POTA (Parks on the Air) oraz szczytów górskich SOTA (Summits on the Air). Pracujemy pod znakami SP5DBW, SP5ROB oraz klubowym SP5KAB.
Trasę Magdy i Jacka zmodyfikowaliśmy tylko, zgodnie z ich sugestią, dodając odcinek od Przełęczy Okraj do schroniska Dom Śląski, aby przejść w ten sposób cały Karkonoski Park Narodowy, od Przełęczy Okraj do Jakuszyc. Po tej modyfikacji, nasza trasa (samo przejście między schroniskami) wyniosła około 56 km oraz 2100 m przewyższenia. Trasa została zaplanowana na 5 dni, aby rano po śniadaniu przejść dzienny odcinek a po obiedzie w następnym schronisku mieć czas na zabawę, relaks, drzemkę, spacer po okolicy, pracę z mapą, prowadzenie łączności oraz testy sprzętu użyczonego na wyjazd przez firmę PAKER – dystrubytora czołowych marek turystycznych w Polsce.
Przed wyjazdem na naszą „wyprawę” otrzymaliśmy od firmy PAKER do testów lampkę turystyczną Biolite AlpenGlow 250. W raz z nią został nam użyczony na czas wyjazdu turystyczny panel słoneczny Biolite 10W. Celem testu było sprawdzenie, czy da się podczas pięciodniowej wycieczki w górach nie korzystać w ogóle z prądu dostępnego w schroniskach, aby w bezpiecznych warunkach zasymulować sytuację braku zewnętrznego zasilania podczas rodzinnych wycieczek. Zestawem zamierzaliśmy zasilać trzy telefony komórkowe, dwa radiotelefony Anytone 878 oraz zegarek Garmin Forerunner 935, którego używam do rejestrowania naszych aktywności terenowych.
Podczas marszu, panel i lampka były przyczepione do mojego plecaka. Gdy świeciło słońce, panel ładował na zmianę lampkę oraz nasze telefony. Pogoda nam niestety nie dopisała. Przez większość czasu niebo było zachmurzone, codziennie padał deszcz, po południu mieliśmy burze. Miał to być jednak test w polskich warunkach, więc możemy przyjąć że tak właśnie może wyglądać lipiec w polskich górach.
Naszą podróż rozpoczęliśmy w niedzielę. Pierwszym etapem był dojazd z Warszawy i nocleg w schronisku na Przełęczy Okraj. Schronisko leży przy samej granicy, można wybrać się na spacer po miejscowości Mała Upa. Panel wylądował w oknie aby podładować zintegrowany power bank oraz lampkę, jednak wkrótce nadeszły ciemne chmury i telefony musiały trafić pod ładowarkę. Pierwszego wieczoru lampka została już uruchomiona. Świecąc w trybie świecy w oknie przyciągała owady, użyliśmy jej więc w trybie „nocnym”, w kolorze zielonym. Po długim dniu w samochodzie poszliśmy wcześnie spać. Lampka, telefony i radia naładowane i gotowe do testów i „wyprawy”.
Lampka Biolite 250 działa w kilku trybach. W zależności od potrzeby, możemy dowolnie zmieniać kolor (chłodny biały, ciepły biały, jeden kolor, dwa kolory) oraz w ramach każdego z trybów, po potrząśnięciu lampki zmieniać charakterystykę światła. Naszym ulubionym trybem jest białe ciepłe światło, imitujące świeczkę. W trybie kolorowym, możemy dowolnie ustawić kolor, który np. nadaje się do spania (czerwony lub zielony) lub użyć lampki jako kolorowej kuli np. podczas imprezy. Lampka posiada wbudowany power bank (3200 mAh), dzięki któremu możemy naładować z niej dowolne urządzenie zasilane kablem USB (telefon, tablet, zegarek).
Panel Biolite 10W, z którego korzystaliśmy w trakcie wycieczki, również posiada wbudowany power bank o pojemności 3200 mAh. Po naładowaniu podłączonego do niego urządzenia, uzupełnia swoją baterię, która stanowi zapasowe źródło zasilania podczas braku światła słonecznego. Panel może być postawiony na wbudowanej podpórce albo zawieszony na plecaku lub namiocie podczas podróży. Panel został przez nas przetestowany w silnym deszczu, potwierdzamy jego wodoodporność.
Dzień 1: Przełęcz Okraj – Dom Śląski (Dystans 13 km, przewyższenie 790m)
W pierwszy dzień niestety nie rozbudziły nas wpadające przez okno promienie słońca. Za oknem było ciemno i ponuro. Wg prognozy pogody, po południu zapowiadana była burza. Po szybkim śniadaniu wyruszyliśmy szlakiem niebieskim. Są na nim piękne punkty widokowe na Kowary oraz Karpacz.
Przebiega przez szczyty Czoło oraz Skalny Stół. Po około godzinie zaczął padać mocny deszcz. Założyliśmy poncha, co niestety wyłączyło panel z użytku na prawie połowie tego odcinka. Na Śnieżkę weszliśmy szlakiem czerwonym, od strony wschodniej.
Chwilę po tym jak udało mi się przeprowadzić aktywację SOTA, znowu nadeszły czarne chmury i na około 20 minut musieliśmy schować się przed deszczem. Gdy przestało padać, Robert przeprowadził swoje łączności i postanowiliśmy jak najszybciej udać się do schroniska.
Panel wylądował na parapecie w naszym pokoju. Mocny wiatr powodował, że obawiałem się wystawić go na zewnątrz. Przez około dwie godziny podładowaliśmy telefony, potem niestety nadeszła burza. Tego dnia udało się jeszcze podładować jedno radio, dzięki czemu mogłem wieczorem prowadzić łączności ze schroniska.
Dzień 2: Dom Śląski – Samotnia (Dystans 10 km, przewyższenie 250 m)
Aby maksymalnie wydłużyć trasę na ten dzień, poszliśmy szlakiem czerwonym, przez Równię pod Śnieżką, następnie zielonym do Polany i w dół niebieskim przez Kozi Mostek. W ten sposób udało się obejść kotły Małego oraz Wielkiego Stawu niezwykle widokową trasą. Po drodze jest możliwość pobrania wody ze źródełka wybijającego przy samym szlaku.
Pobyt w Samotni to niezwykłe doświadczenie, zarówno pod względem niesamowitych widoków ale również pysznego jedzenia i przemiłej obsługi. Dla dzieciaków jest to możliwość doświadczenia prawdziwego pobytu w schronisku, które zachowało swój dawny klimat i jest naszym ulubionym miejscem na całej trasie.
Tego dnia pogoda po południu nam dopisała. Panel wystawiony na parapet w pokoju ładował w pełnym słońcu telefony, ładowanie radia na razie odpuściłem. Aktywacja SOTA na Śnieżce była już przeprowadzona a oba radia naładowane na mniej więcej 70%. Wieczór upłynął nam na czytaniu, obserwacji jeleni przez lornetkę, leniuchowaniu i planowaniu kolejnego dnia.
Dzień 3: Samotnia – Odrodzenie (Dystans 9 km, przewyższenie 400 m)
Trzeci dzień zaczęliśmy od przepysznego śniadania w schronisku. Po dwóch dniach marszu chłopaki mieli super apetyt. Tego dnia, zgodnie z sugestią Magdy i Jacka, wybraliśmy znowu inny szlak niż główny czerwony. Niebieskim szlakiem wróciliśmy do Polany, następnie żółtym do Pielgrzymów, po czym cofnęliśmy się kilka minut aby wejść na szlak zielony czyli Ścieżkę nad Reglami – naszym zdaniem najprzyjemniejszy odcinek naszej wycieczki, mimo że nie najłatwiejszy.
Szlak jest idealny na przejście z dziećmi, jest bardzo zróżnicowany, są na nim drewniane kładki, fragmenty z kamienia, piękne widoki, gęsty las, kilka miejsc do odpoczynku. Należy jednak zachować szczególną ostrożność na fragmentach z luźnych kamieni.
Podczas naszego przejścia tym odcinkiem akurat nie padało, kamienie nie były śliskie, ale spotkaliśmy na szlaku dwie żmije. Jedna wygrzewała się na słońcu na kamieniu przy samym szlaku, druga przemknęła przez szlak prawie pod naszymi stopami. Nie chcemy nikogo straszyć ale miejmy to na uwadze wybierając takie odcinki.
Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy wiemy jak się zachować przy spotkaniu z gadem, czy wiemy jak wezwać pomoc lub jej udzielić w przypadku ukąszenia. Czy dzieci potrafią wezwać pomoc w przypadku gdy my jej potrzebujemy?
Po przyjściu do Odrodzenia, chłopcy od razu postanowili udać się na czeską stronę na zakupy. Obiad w Spindlerovej Boudzie był fantastyczny. Bardzo polecamy restaurację hotelową. Lubimy czeską kuchnię, Bruno uwielbia smażony ser w czeskim wykonaniu więc kiedy tylko mamy możliwość, wybieramy na obiad czeskie schroniska i restauracje.
Podczas obiadu w tym miejscu, udało się do pełna naładować zegarek z panela umieszczonego na parapecie w restauracji. Warto zejść również zielonym szlakiem do Luzickiej Boudy na lody, zakupy słodyczy oraz plac zabaw. W tym miejscu spędziliśmy ponad godzinkę po obiedzie, w tym czasie panel podładował jeden z telefonów zanim musieliśmy uciekać przed burzą.
W momencie kiedy dobiegliśmy do hotelu zaczęło już konkretnie padać. Mocno padało prawie cały wieczór, noc i poranek aż do późnego śniadania. Lampka tego wieczora świeciła nam do snu w trybie ciepłego światła, imitując świeczkę. Niestety, trzeciego dnia, z uwagi na niesprzyjającą pogodę, nie udało się naładować do pełna telefonów. Chłopcy zużyli cały prąd, w schronisku było za dobre WIFI… Padał również deszcz więc po trzech dniach dzielnego marszu postanowili pograć trochę na telefonach.
Wieczorem, biorąc pod uwagę prognozę na kolejny, najdłuższy i najtrudniejszy dzień wycieczki, oraz fakt że byłem sam z dziećmi w górach, przerwałem test i podłączyłem telefony i radio do ładowarki, czyli tzw. SAFETY FIRST – bawimy się tak długo jak jest to bezpieczne i rozważne.
Oczywiście kolejnego dnia nic (poważnego) się nie wydarzyło, jednak wyjście samemu w góry na cały dzień, w pochmurny, deszczowy dzień (nie będzie prawdopodobnie możliwości podładowania) z telefonem naładowanym na 30% i radiem do połowy uznałem za zbyt ryzykowne. Gdyby w grupie była przynajmniej druga dorosła osoba z naładowanym telefonem, chętnie bym sprawdził o ile da się te 30% doładować w pochmurny, deszczowy dzień, jednak będąc samemu z dziećmi, podjąłem taką właśnie decyzję.
Dzień 4: Odrodzenie – Hala Szrenicka (Dystans 16 km, przewyższenie 550 m)
Z Odrodzenia ruszyliśmy w delikatnym deszczu, kierując się szlakiem czerwonym przez Dwa Kamienie, Czeskie Kamienie, mijając Wielki Szyszak i Śnieżne Kotły, do schroniska na szczycie Szrenicy.
Po krótkiej przerwie przeszliśmy ostatni odcinek do schroniska na Hali Szrenickiej, gdzie mieliśmy zarezerwowany ostatni nocleg. Po szybkim posiłku przyszła pora na zasłużony relaks na leżakach przed schroniskiem, z pięknym widokiem na Szklarską Porębę. Razem z nami na słoneczku wygrzewał się panel, udało się naładować lampkę i jeden telefon na ostatni dzień naszej wycieczki.
To był najdłuższy i najtrudniejszy odcinek w tym tygodniu. Po drodze mieliśmy mały wypadek, którego efektem były dwa zabandażowane kolana, plasterki nie wystarczyły. Nie było to nic groźnego, natomiast pozwoliło przećwiczyć procedury przy udzielaniu pierwszej pomocy.
Proste rzeczy, które nie są jednak dla każdego oczywiste i dobrze mieć to przećwiczone. Podczas udzielania pierwszej pomocy możemy mieć odruch aby rzucić wszystko i zająć się osobą poszkodowaną. Jeśli jest z nami więcej osób, warto aby ktoś z grupy zajął się zabezpieczeniem miejsca, pozbierał kije turystyczne na które ktoś może nadepnąć i uszkodzić lub zrobić sobie krzywdę, zebrać plecaki i inne rzeczy w jedno miejsce, sprawdzić czy coś nie wypadło i nie leży na ziemi (telefon), jeśli dokoła jest wiele osób, zadbać o prywatność osoby poszkodowanej.
Nawet podczas niegroźnego urazu, warto przećwiczyć tego typu procedury, aby w przypadku poważnego zdarzenia mieć właściwe odruchy i wiedzieć jak się zachować. Dla dzieci jest to forma nauki poprzez zabawę, podobnie jak symulacje wzywania pierwszej pomocy.
Jeśli mamy czas i bezpieczne warunki, warto wykorzystać takie sytuacje do celów edukacyjnych, spokojnie i powoli prowadząc „akcję ratowniczą” tak, aby dzieci rozumiały każdy krok, co się teraz dzieje, jaka jest rola każdego z uczestników, jak wspierać osobę udzielającą pierwszej pomocy lub wezwać pomoc z zewnątrz, jeśli w którymś momencie zajdzie taka potrzeba.
Dzień 5: Hala Szrenicka – Jakuszyce (Dystans 8 km, przewyższenie 100 m)
Ostatni odcinek naszej wycieczki był najkrótszy i najłatwiejszy. Ruszyliśmy po śniadaniu szlakiem zielonym, przez Owcze Skały, w kierunku Jakuszyc.
Szlak jest bardzo przyjemny, cały czas prowadzi w dół z wyjątkiem kilku bardzo krótkich podejść. Jest na nim wiele kładek, które nie są niestety w najlepszym stanie, o czym informuje tabliczka przy wejściu na szlak.
W ostatnim odcinku szlak przechodzi w drogę szutrową, która prowadzi do drogi E65 Jakuszyce – Szklarska Poręba. Po dojściu do drogi asfaltowej, niestety kawałek trzeba przejść poboczem, aby dotrzeć do stacji kolejowej, która była ostatnim punktem naszej wycieczki. W tym miejscu zatrzymaliśmy rejestrację trasy na zegarku.
Po obiedzie w Dolnośląskim Centrum Sportu na Polanie Jakuszyckiej, wróciliśmy pociągiem do Szklarskiej Poręby a następnie wieczorem busem na przełęcz Okraj, gdzie przez cały ten czas był zaparkowany nasz samochód. Podróż busem ze Szklarskiej Poręby na Przełęcz Okraj trwała mniej więcej godzinę (50km), po odebraniu samochodu i kolacji w schronisku zakończyliśmy pieszy, górski etap naszej dwutygodniowej wycieczki.
Dziękujemy bardzo Magdzie i Jackowi za inspirację oraz bardzo szczegółowy opis trasy na ich blogu. Dzięki temu mieliśmy możliwość przebyć trasę mniej uczęszczanymi a jednocześnie ciekawszymi dla dziećmi szlakami, na czym mi bardzo zależało.
Dziękujemy firmie PAKER oraz portalowi Aktywny Bakcyl za udostępnienie lampki turystycznej i panela słonecznego do testów. Sprzęt spisał się bardzo dobrze, jeśli chodzi o ładowanie telefonów i zegarka, które były bardzo intensywnie użytkowane.
Przez cały czas robiłem zdjęcia oraz krótkie filmy, używaliśmy komunikatorów aby dzwonić oraz wysyłać zdjęcia do rodziny, na bieżąco udostępniałem naszą trasę na portalu Strava, wieczorami, kiedy padało chłopcy grali na telefonach i rozmawiali w trybie video, w nocy telefony były w trybie samolotowym. Nie udało mi się w pełni naładować mojego telefonu trzeciego dnia, kiedy kierując się względami bezpieczeństwa, z uwagi na deszcz i burzę postanowiłem użyć ładowarki w schronisku.
Nie udało mi się w pełni naładować obu radiotelefonów, jednak przez całą wycieczkę byliśmy, mimo to, w stanie prowadzić łączności z kolegami z Warszawy.
Biorąc pod uwagę fakt, że codziennie padało, niebo było przez większość dnia zachmurzone oraz dwa razy mieliśmy burzę, myślę że zestaw lampka + panel spisał się bardzo dobrze. Obawiałem się, że przy braku mocnego słońca panel w ogóle się nie uruchomi, pracował on jednak przez większość czasu z małą mocą.
Na panelu znajdują się cztery diody, które sygnalizują poziom pracy od 0 do 100%. Z maksymalną mocą panel pracował przez kilka godzin w ciągu całej wycieczki, kiedy był wystawiony na parapecie w schronisku lub na stoliku przed schroniskiem, między godziną 15 – 17.
Jestem przekonany, że przy nieco lepszej pogodzie, albo przynajmniej braku deszczu i burzy, z pewnością udało by przez całą wycieczkę utrzymać nasze urządzenia w pełni naładowane. Test zamierzamy powtórzyć podczas kolejnego wyjazdu w tym roku, mam nadzieję, że przy bardziej sprzyjającej pogodzie.
Jak przygotować dzieci do sytuacji kryzysowej podczas wycieczki?
Każdego dnia wieczorem siadaliśmy przy mapie turystycznej aby dokładnie omówić trasę na kolejny dzień. Skąd i dokąd idziemy, jakim szlakiem, jaki będzie profil wysokościowy. Nie jest to wcale skomplikowane. Bardzo pomocna jest tu aplikacja mapy.cz z której korzystamy do planowania tras. W czytelny sposób można pokazać dzieciom trasę oraz jej profil aby wiedziały czego się spodziewać, jak rozplanować wysiłek oraz przerwy na jedzenie i odpoczynek.
W każdym momencie na trasie dzieci powinny wiedzieć na jakim szlaku się znajdują, skąd i dokąd idziemy, jakie punkty właśnie minęliśmy, co widać po lewej / prawej stronie, potrafić określić strony świata. Codziennie, kilka razy podczas przejścia, możemy prowadzić symulację wezwania pomocy. Chłopcy na mój sygnał (wpadłem do dziury, ukąsiła mnie żmija, utrata przytomności) „wzywali” pomoc, dzwoniąc na niby na GOPR, pogotowie lub wzywając pomoc przez radiotelefon. Dzięki takiej zabawie nie tylko szybciej mija czas na szlaku ale również dzieci uczą się w pełni świadomego przebywania w górach. W sytuacji stresowej nawet odpowiedzi na podstawowe pytania mogą okazać się trudne, warto mieć to przećwiczone oraz zapisane w naszych telefonach najważniejsze numery (GOPR, pogotowie, ICE).
Jarek SP5DBW – łączność w survivalu i survival w łączności
O Autorze: Instruktor w Stowarzyszeniu Polska Szkoła Surwiwalu Grupa Regionalna Mazovia. Krótkofalowiec, Członek Zarządu Warszawskiego Klubu Łączności LOK SP5KAB. Miłośnik gór i sportów outdoorowych, takich jak kolarstwo, biegi górskie, triathlon. W ramach SPSS oraz SP5KAB organizuje wyjazdy, szkolenia i warsztaty z zakresu bezpieczeństwa, survivalu i łączności dla dorosłych, młodzieży oraz rodzin z dziećmi.