„Pojedźmy do Biebrzańskiego Parku Narodowego! To nie jest daleko, a jeszcze tam nie byliśmy!” – przekonywał Maciek. 22 kwietnia 2020 r. obszar tego Parku (tak jak i większości pozostałych w Polsce) został ponownie udostępniony dla turystów, po tym jak 3 kwietnia zamknięto go w związku z obostrzeniami dotyczącymi pandemii koronawirusa COVID-19 w Polsce.
Od tej pory, Maciek siedzi przy mapach i planuje weekendowe wyjazdy. Dzięki niemu nie będziemy się nudzić przez co najmniej pół roku :). Trudno się dziwić. Nie tylko jego „nosi”. Cała rodzina marzy o spacerach, nie mówiąc już o dłuższych wycieczkach…
9.05 przed południem docieramy samochodem na parking w Barwiku, położonym w Biebrzańskim Parku Narodowym. Jest piękna, słoneczna, wiosenna, a uwzględniając temperaturę, można powiedzieć, że nawet letnia pogoda. zaopatrzeni w prowiant, lornetki i aparat wyruszamy czerwonym szlakiem w stronę Podlaskiego Bagna, wypatrując łosia. Podobno nigdzie w Polsce nie ma ich tak dużo, jak tutaj. Skoro udało nam się ostatnio zobaczyć je w Kampinoskim Parku Narodowym, to może i tutaj dopisze nam szczęście…
Są!… Ślady…łosiowych racic, a dalej, na obrzeżach lasu, przy wieży widokowej „Barwik”, łosiowa stołówka. Sosenki z pozgryzanymi przez łosie młodymi pędami wierzchołkowymi, choć stare, uległy deformacji, wyglądając teraz jak Bonsai. Nagle! Ruch i trzask gałązek!
To musi być sporego rozmiaru zwierz! Jest ich kilka! Tylko dlaczego… muczą?! Żubry tutaj? Z lasu wyłania się czerwona krowa z cielakiem, za nią następna i następna i następna, potem byki, które jak się okazało wybrały się z rana na wycieczkę.
Dochodzimy do Podlaskiego Bagna. Zaczyna robić się mokro. Czytaliśmy, że przejście całego czerwonego szlaku może okazać się wiosną niemożliwe, właśnie ze względu na bagnisty, podmokły teren.
Panująca w tym roku sucha wiosenna aura, dawała nam nadzieję, że może się uda. Niestety, musimy zawrócić. Może gdybyśmy mieli na nogach kalosze?
To nic. I tak jest pięknie. Przy krzewach tarniny obsypanych białymi kwiatuszkami, słuchamy pięknego ptasiego koncertu. Nasz śpiewak okazuje się bardzo skromny i nieśmiały i nie chce nam się ujawnić.
Całą wycieczkę towarzyszy nam wiosenny ptasi harmider, zapachy lasu, kwiatów i mokradeł. Nasze oczy cieszą się przestrzenią, festiwalem kolorów: odcieniami zieleni, żółci i bieli, a skóra – słońcem i ciepłym wiatrem.
Dzięki obostrzeniom związanym z pandemią i niemożnością „wypadów” na łono natury, teraz chyba jeszcze intensywniej niż zwykle „czujemy” przyrodę, możemy odetchnąć pełną piersią…
Pozytywnie nastawieni, rezygnujemy z pierwotnego planu zobaczenia pogorzeliska po ogromnym pożarze, który wybuchł w tym roku w kwietniu w BPN i strawił ok. 5,5 tys. ha powierzchowni parku i jego otuliny.
Ania i Maciek chcą jeszcze podjechać nad samą Biebrzę do miejsca z wieżą widokową, zwanego Biały Grąd, skąd można z góry obejrzeć fragment meandrującej rzeki i brodzące przy brzegu białe czaple.
Do tej pory wspominam spływ kajakowy tą rzeką, który miał miejsce ponad 20 lat temu. Słońce zaczyna zachodzić. Wrócimy tu…
Dwa tygodnie później, 23.05 siedzimy w samochodzie, kierując się do położonej bardziej na północy części Biebrzańskiego Parku Narodowego przy leśniczówce Grzędy. Kiedyś do 1943 roku istniała tam wieś.
Obieramy szlaki prowadzące przy rezerwacie Czerwone Bagno. A na nim: piękne lasy, olsy, grądy, pola konwalii, oczka wodne, po których pływają kaczki krzyżówki, rechoczące żaby, torfowiska, piaszczyste wydmy, trzcinowiska.
Przez „Torfowisko Wysokie” prowadzi drewniana kładka. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest tak sucho, że można byłoby przejść przez nie suchą stopą. Kiedy jednak Ania i Maciek zanurzają palce w rosnącym tam mchu, okazuje się, że to nie prawda.
Obecne tam, intensywnie pachnące bagno oraz wełnianka pochwowata również sugerują teren podmokły. Ania rozgląda się za Bagiennikiem – według legendy mieszkańcem tutejszych bagien, ale ten postanowił się dzisiaj schować przed turystami. Wychodzimy na łąkę, idziemy skrajem lasu. Z wysokiego dębu dobiega krzyk dzięcioła.
Dalej piaszczyste wydmy. -O! – tu są pułapki larw mrówkolwa! – mówi Wojtek. Ponieważ żaden mały owad nie kwapi się do zostania główną potrawą dzisiejszego obiadu dla mrówkolwa, Ania i Maciek postanawiają sami się z nim podrażnić.
Używając patyczka, delikatnie strącają ziarenka piasku do wnętrza lejka. Widać nagły ruch na jego dnie. Na polanie, aż pachnie od rosnącej wszędzie mięty. Zbliżając się do wieży widokowej przy Dziale Kumkowskiego krajobraz się zmienia.
Mijamy dużo starych, połamanych lub uschniętych drzew. Słońce coraz bliżej horyzontu. Świergot ptaków ustępuje miejsca ciszy, przeplatanej cykaniem świerszczy.
Takie będą nasze wspomnienia z pobytu w Biebrzańskim Parku Narodowym. Wspomnienia pełne zapachów, barw i dźwięków…
Przeglądaj również: 23 Polskie Parki Narodowe.