Zupełnie inaczej niż dotychczas wygląda tym razem pakowanie bagaży na „dzikoodysejowy” wyjazd do Drawieńskiego Parku Narodowego. Jestem z dziećmi i mamą pod namiotem na Mazurach nad J. Nidzkim. Tu spędzamy co roku lipcowy miesiąc. Wojtek przyjeżdża do nas tym razem w czwartek wieczorem po pracy, żeby w piątek rano móc się spakować i ruszyć w dłuuugą podróż (trwa ponad 8 godzin) na bindugę „Kamienna” położonej w Drawieńskim Parku Narodowym nad rzeką Drawą, blisko Głuska. Docieramy na nią około godziny 22.00. „Ognisko Safari” już, a właściwie jeszcze płonie. Wokół znajomi z Dzikiej Odysei…
Pierwszego dnia, razem z pracownikami Parku ruszamy do Punktu Informacji Turystycznej w Głusku, gdzie oglądamy wystawę „Wodny świat”: faunę i florę tutejszych rzek i jezior. Czy wiecie, że można spotkać tutaj kozy? I to takie nie meczące, a raczej „bul-bul-gające”.
Podzieleni na grupy (w związku z ciągle panującą pandemią) ruszamy przez łąki nad rzekę Drawę, co chwilę przystając, rozkoszując się słońcem, zapachem ziół i słuchając ciekawych opowieści Pani Przewodnik. Jeszcze rzut oka i kilka słów o jednej z najstarszych w Polsce (ponad 100-uletniej) elektrowni wodnej „Kamienna”, zmodernizowanej 8 lat temu, z przepływką dla ryb.
Osada Ostrowite to następny punkt naszej wycieczki. Prowadzi nas do niej droga brukowana wiodąca przez las. Kiedyś, od XVI wieku tętniło tu życie. Teraz pozostały cztery gospodarstwa, ruiny kościoła, stary cmentarz, zdziczałe drzewa owocowe. I cisza… Wchodząc do środka kościoła, skup się bardzo mocno na swoim jednym wybranym największym marzeniu. Udało się? Twoje pragnienie się spełni, tylko musisz cierpliwie poczekać… Tak, jak ja :).
Po zjedzeniu porcji naleśników z serem i dżemem, których dzień wcześniej nasmażyła nam mama, udajemy się, już jako samodzielna rodzina, na wycieczkę Ścieżką Przyrodniczą „Jezioro Ostrowieckie”. Podążając drogą wśród boru sosnowego, docieramy do Jeziora Czarnego. Nazwalibyśmy je raczej Szafirowe. Jest podobno najpiękniejszym jeziorem w Puszczy Drawskiej (potwierdzam, naprawdę urokliwe), bardzo głębokim (aż 29m) i o dużej przejrzystości (do 7m). Powstało dawno dawno temu w zagłębieniu terenu, w którym wytopiła się bryła lodu.
Pod stopami trzaskają nam suche gałązki i szyszki. Gorące lipcowe powietrze unosi zapach sosnowych igieł. Z drewnianego mostku położonego między Jeziorem Głuchym, a największym jeziorem w Drawieńskim Parku Narodowym – Jeziorem Ostrowieckim, obserwujemy pływające ptaki: perkozy dwuczube i tracze nurogęsi. Po drugiej stronie jeziora, na uschniętym drzewie wygrzewają się dwa kormorany. Szkoda, że nie można się tu wykąpać. W taki upalny dzień ochłoda w wodzie sprawiłaby nam dużą przyjemność. Tylko, czy byłoby tutaj wtedy tak pięknie, cicho i dziko jak teraz, gdy znajdowałoby się tu kąpielisko? Na pewno nie! Pozostaje nam zamoczyć dłonie. Maciek sprawdza głębokość przy brzegu za pomocą znalezionej gałęzi. Wychodzi około 1 m. W najgłębszej części jezioro ma aż 28,5 m.
Jednym z wyzwań dla rodzin biorących udział w Dzikiej Odysei jest odnalezienie Wydrzego Głazu – największego głazu narzutowego na terenie Drawieńskiego Parku Narodowego. Leży on teraz w korycie rzeki Drawy niedaleko wsi Moczele, przyniesiony dawno temu przez lodowiec. Mimo, że zaczyna się chmurzyć, a nawet kropić, a my jesteśmy już zmęczeni słońcem i dotychczasowymi dzisiejszymi wycieczkami, wyruszamy czerwonym szlakiem na brzeg rzeki Drawy. Jest! Ogromny kamień, przy którym spędzamy około godziny, kręcąc kamerą legendę do naszej relacji filmowej z pobytu w Parku. Bawimy się wspaniale. Ja – jako kamerzysta, pozostała część rodziny – aktorzy, a Ania dodatkowo – lektor. Muszę powiedzieć, a właściwie napisać, że dla mnie Ania w wianku z traw i zwiewnej sukience wglądała jak mała śliczna rusałka 🙂
Drugiego dnia, w niedzielę wstajemy wcześnie rano, składamy namiot, jemy śniadanie i przygotowujemy się na ostatnie wyzwanie, a równocześnie fajną atrakcję wyjazdu : spływ fragmentem rzeki Drawy. Ponieważ spływy kajakowe są nam nieobce, a nawet bliskie, z radością wybieramy trudniejszą 14 km trasę ok. 3-godzinnego spływu: od biwaku „Sitnica” do pola biwakowego „Kamienna”. Płynę w kajaku z Anią i jednym wiosłem, Wojtek z Maćkiem. Muszę przyznać, że nie ma tu czasu na nudę. Często napotykamy na przeszkody, typu zwalone drzewa, konary czy kamienie. Płyniemy pierwsze i są momenty, że nie widzimy, którędy najlepiej ominąć przeszkodę: schylić się, schować w kajaku i przepłynąć pod zwalonym pniem, a może jest jakiś niewielki przesmyk między konarami i uda nam się wymanewrować? Czasami nurt staje się szybszy. Trzeba uważać, żeby nie uderzyć w coś kajakiem, albo nie zawisnąć na pniu, schowanym blisko pod lustrem wody. Nie raz muszę wysiąść z kajaka i przepchnąć go razem z Anią, nad przeszkodą. Potem jeszcze przenoska, a właściwie przepychanka kajaków po specjalnie do tego przygotowanej drewnianej rynnie, ok. 100 m przy elektrowni wodnej „Kamienna”. A wokół: zieleń, drzewa, trzciny, lilie wodne, grążele, nad nimi świtezianki… – O! Tam przed nami! Coś pikuje w dół, w stronę tafli wody. Zimorodek! – Aniu, spójrz na brzeg! Tam biegnie kuna! – Mamo, patrz na moją nogę! To kleszcz! Rzeczywiście, miałyśmy w kajaku pasażera na gapę, którym zajęłyśmy się zaraz po skończeniu spływu. A po pozbyciu się intruza, szybko wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do tymczasowego lipcowego domu – namiotu na Mazurach. Wojtka tego dnia czeka jeszcze męczący powrót do domu w Warszawie…
Za nami bardzo intensywny wspaniały letni weekend: weekend w Drawieńskim Parku Narodowym, w którym byliśmy wszyscy pierwszy raz i który pozostanie na długo w naszej pamięci. Mi dodatkowo przypomniał, co to są zakwasy po machaniu wiosłem…
Przeglądaj wszystkie Polskie Parki Narodowe i dowiedz się, w jakiej porze roku najlepiej pojechać do wybranego Parku Narodowego.